Lastovo-Vis-Solta 2012
Dziennik Pokładowy
Lastovo – Vis –Šolta
15-27.07.2012
Osibova
Kapitan:
Robert
Załoga: Kasia (nawigator), Ewa, Janusz, Juston i Jula (Juloston)
16.07.2012 Marina Kaštela – Uvala Vinogradišče, Pakleni Otoci, 35 Mm
Juston i Jula odsypiają nocną wachtę w marinie, a my po cichutku wypływamy w stronę Splitskiej Vraty. Wieje mocno, boczna fala testuje naszą wytrzymałość i pogodę ducha, wokół pusto, bo już poniedziałek i wszyscy pomknęli w stronę wysp. Po porannej kawie i łapaniu jeżdżącego po całym stole śniadania stajemy w zatoczce Stračinska na Šolcie w celu odbycia inauguracyjnej kąpieli. Pogodnie rzucamy kotwicę w bezpiecznej
odległości od Elana pod chorwacką banderą, ale i tak nas odganiają i pouczają. Riposty naszego kapitana, zawierające szeroki wachlarz propozycji odnośnie naszej i ich kotwicy - i ewentualnego umiejscowienia tychże – rozwiewa na szczęście silny wiatr, inaczej moglibyśmy być zarzewiem kolejnej wojny bałkańskiej.
Po kąpieli i pożarciu paru pomidorów wyruszamy w stronę Hvaru, ale nie do Palmižany, tylko do jednej z zatoczek na południowej stronie Pakleni Otoci, w celu przetestowania ekonomicznej opcji noclegu. Do zatłoczonej zatoczki Vinogradišče wchodzimy na pych, rzucamy kotwicę wśród
ławicy innych łódek, rzucamy się do lodówki i – pół godziny później – wykąpani i najedzeni, napawamy się spektakularnym zachodem słońca. Ewa, Janusz i młodzież płyną dingusiem zobaczyć Palmižanę i jej cudne kaktusy, a my z Robertem popijamy dystyngowany digestif, czyli orzechówkę z naszego targu. W pobliżu kotwiczą jachty uczestniczące w niesławnym Yacht Week, tygodniowej imprezie polegającej na konsumpcji maksymalnej ilości alkoholu przez młodzież pod żaglami. Obserwujemy z zainteresowaniem postęp w/w konsumpcji i nowatorskie rozwiązania w dziedzinie aranżacji imprezy – ci koło nas poprzebierali się za zebry, kangury i nosorożce, a sąsiedzi dwie łódki usiłują opanować technikę picia piwa w trakcie skoków do wody.
Sielanka trwa niestety tylko do godziny 21, po czym następuje przeciwieństwo ciszy nocnej czyli imponująca bora. Wiatr nie tylko gra na
wantach, ale ewidentnie próbuje je rozszarpać, robi się koszmarnie zimno, biedna Osibova tańczy na falach i co chwila zbliża się do burt sąsiadów. Jula i Juston – ochotnicy z pierwszej wachty – zostają odesłane pod pokład, a pierwsze upojne 2 godziny na pokładzie należą do kapitana i szczękającego zębami nawigatora. Potem na pokładzie melduje się owinięty w śpiwór Janusz, a godzinę później Ewa z gorącą kawą. Kapitan niezłomnie trwa na posterunku. Nawigator zostaje odesłany pod pokład (bo panikuje), a reszta załogi z niepokojem oczekuje szkwału, który nas
w końcu zerwie z kotwicy. Jedynym pocieszeniem jest widok sąsiednich załóg – skacowana zebra z kangurem co chwila wyciągają kotwicę i rzucają ją na nowo, a strapiony nosorożec wypatruje mielizny za rufą…
Wschód słońca zastaje naszą załogę nieco przybladłą i roztrzęsioną, zapakowaną we wszystkie warstwy odzieży dostępniej na pokładzie i zdecydowanie niechętną kolejnym eksperymentom w kwestii tanich noclegów na kotwicy.